W zeszłym tygodniu NFOŚiGW przedstawił założenia do programu dopłat do budowy domów energooszczędnych i pasywnych. Choć projekt jest dopiero poddany konsultacjom społecznym zasadność pewnych założeń budzi kontrowersje.
Zgodnie z tym, co zapowiedział prezes NFOŚiGW dopłaty mają być do efektów, czyli do potwierdzonego standardu energooszczędności. Zastanawia mnie, kto i jak będzie ten standard oceniał? Pojawiła się idea zatrudniania przez fundusz ekspertów inżynierów, którzy będą oceniali czy projekt domu w rzeczywistości jest energooszczędny. Każdy, kto choć trochę zetknął się z budownictwem energooszczędnym wie, że kluczem jest tu poprawność wykonania oraz odpowiednie użytkowanie budynku. Wiele budynków zaprojektowanych i wykonanych, jako pasywne w rzeczywistości zużywa znacznie więcej energii niż zakładał projektant z uwagi na pewne przyzwyczajenia mieszkańców do odpowiedniego komfortu cieplnego.
Pytanie czy NFOŚiGW zamierza dopłacać do budynków rzeczywiście energooszczędnych czy tylko energooszczędnych w założeniach? Obawiam się, że raczej wygra ta druga koncepcja.
Jak potwierdzić energooszczędność budynku.
W rozmowie z "NFOŚiGW", dowiedziałem się że problem weryfikacji standardu energetycznego budynku nie został jeszcze w pełni rozwiązany i rozważane są różne koncepcje weryfikacji, które w większości sprowadzają się do oceny założeń projektu budynku. Osobiście dziwi mnie, dlaczego fundusz nie chce sięgnąć po najprostsze z możliwych rozwiązań, czyli rozliczenie dotacji w oparciu o wskazania ciepłomierza.
Jak w mojej ocenie powinien wyglądać program?
Czy taki sposób dotacji nie byłby lepszy niż finansowanie teoretycznych założeń? Zrzucając na beneficjenta konieczność rozliczenia się z efektu mamy gwarancje, że nie tylko projekt budynku będzie energooszczędny, lecz także beneficjent dołoży wszelkich starań, aby wykonawcy poprawnie wykonali swoją pracę i nie będzie myślał czy nie zaoszczędzić na tańszym materiale, bo przecież w ścianie i tak nie będzie go widać
Zgodnie z tym, co zapowiedział prezes NFOŚiGW dopłaty mają być do efektów, czyli do potwierdzonego standardu energooszczędności. Zastanawia mnie, kto i jak będzie ten standard oceniał? Pojawiła się idea zatrudniania przez fundusz ekspertów inżynierów, którzy będą oceniali czy projekt domu w rzeczywistości jest energooszczędny. Każdy, kto choć trochę zetknął się z budownictwem energooszczędnym wie, że kluczem jest tu poprawność wykonania oraz odpowiednie użytkowanie budynku. Wiele budynków zaprojektowanych i wykonanych, jako pasywne w rzeczywistości zużywa znacznie więcej energii niż zakładał projektant z uwagi na pewne przyzwyczajenia mieszkańców do odpowiedniego komfortu cieplnego.
Pytanie czy NFOŚiGW zamierza dopłacać do budynków rzeczywiście energooszczędnych czy tylko energooszczędnych w założeniach? Obawiam się, że raczej wygra ta druga koncepcja.
Jak potwierdzić energooszczędność budynku.
W rozmowie z "NFOŚiGW", dowiedziałem się że problem weryfikacji standardu energetycznego budynku nie został jeszcze w pełni rozwiązany i rozważane są różne koncepcje weryfikacji, które w większości sprowadzają się do oceny założeń projektu budynku. Osobiście dziwi mnie, dlaczego fundusz nie chce sięgnąć po najprostsze z możliwych rozwiązań, czyli rozliczenie dotacji w oparciu o wskazania ciepłomierza.
Jak w mojej ocenie powinien wyglądać program?
- NFOŚiGW ogłasza nabór i zbiera wnioski o dofinansowanie projektów budowy domów energooszczędnych przykładowo 2 razy w roku.
- Wnioskodawca deklaruje powierzchnię użytkową budynku oraz roczne zużycie energii
- NFOŚiGW przyznaje dotacje w oparciu o listę rankingową (z uwagi na niski budżet projektu 300 mln można przewidywać, że będzie znacznie więcej chętnych niż wynoszą możliwości finansowe funduszu)
- Punkty na liście rankingowej przyznawane są za poziom zużycia energii i powierzchnię. Oczywiście najwyżej punktowane byłyby budynki małe i najbardziej energooszczędne (we wsparciu nie powinno chodzić, aby dofinansowywać pasywne wille)
- NFOŚiGW wypłaca dotację w momencie uzyskania pozwolenia na budowę a zabezpieczeniem realizacji inwestycji może być działka beneficjenta, na której budowany będzie dom, (po co znów ta zabawa z bankami i kredytami)
- Po otrzymaniu dotacji beneficjent ma rok na realizację celu w postaci wybudowania domu i jego zasiedlenia potwierdzonego meldunkiem
- Po zakończeniu bodowy beneficjent corocznie przez 5 lat jest zobowiązany do rozliczenia się z NFOŚiGW ze zużytej energii cieplnej, na CO i CWU wg wskazań ciepłomierza, którego montaż jest bezwzględnie wymagany
- NFOŚiGW przeprowadza wyrywkowe kontrole odczytów ciepłomierzy wśród beneficjentów
- Zużycie przez budynek większej ilości energii od detalowanej skutkowałoby odebraniem dotacji.
Czy taki sposób dotacji nie byłby lepszy niż finansowanie teoretycznych założeń? Zrzucając na beneficjenta konieczność rozliczenia się z efektu mamy gwarancje, że nie tylko projekt budynku będzie energooszczędny, lecz także beneficjent dołoży wszelkich starań, aby wykonawcy poprawnie wykonali swoją pracę i nie będzie myślał czy nie zaoszczędzić na tańszym materiale, bo przecież w ścianie i tak nie będzie go widać
Rozliczenie w oparciu o ciepłomierz ma sens w przypadku kolektorów, ale nie całego domu.
OdpowiedzUsuńZbyt łatwo byłoby oszukać pomiar ciepła wytworzonego w instalacji CO, wstawiając np. do pomieszczenia farelkę.
@ Krzysztof Lis
OdpowiedzUsuńOszukać zawsze można. Dlatego wskaźnik powinien dotyczyć całości energii dostarczonej do budynku (ciepło, prąd, paliwo) z wyłączeniem energii produkowanej przez budynek z OZE.
"z wyłączeniem energii produkowanej przez budynek z OZE."
OdpowiedzUsuńCzemu bez OZE? Ta energia też jest tworzona i za nią trzeba zapłacić.
ed
jeżeli jest to energia dostępna w obrębie budynku słoneczna wiatrowa to jest darmowa i niema sensu uwzględniać ją w bilansie.
OdpowiedzUsuńZawsze można sobie przynieść butlę LPG i kto to sprawdzi? Wszystkie pomysły z dopłatami są CHORE. I dotyczy to zarówno OŹE, leków, rolnictwa i jeszcze by się parę innych znalazło.
OdpowiedzUsuńJedyny rozsądny sposób to jest opodatkować akcyzą kopaliny i tyle jak za dużo wyjdzie to obniżyć VAT a lepiej podatek dochodowy.
Z dopłatami do OŹE to mi się Hiszpania przypomniała z ogniwami fotowoltaicznymi produkującymi prąd nocą oczywiście z agregatów prądotwórczych ale za to sowitymi dopłatami.
pozdrawiam
czekan
wielokrotnie pisałem że większość dotacji jedynie psuje rynek i jest polem do nadużyć. Jednak w tym przypadku NFOŚiGW i tak wyda te pieniądze i chodzi o to aby zrobił to jak najlepiej.
OdpowiedzUsuń"słoneczna wiatrowa to jest darmowa i niema sensu uwzględniać ją w bilansie."
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się, że to jest darmowa energia. Są to określone koszty inwestycyjne,eksploatacyjne i środowiskowe. Tak jak wybudowanie elektrociepłowni. Jeżeli energia z OZE będzie tańsza niż energia oparta na surowcach kopalnych, to ludzi sami wybiorą OZE.
ed