W aspekcie nowej ustawy o OZE mówi się zmianie planowanego systemu wsparcia. Wiele mówi się o szczegółach proponowanych zmian jakby zapominając, że największym problemem branży OZE jest sam system wsparcia oparty o zielone certyfikaty.
Dlaczego ten system jest z natury zły?
1- Biurokracja
W uproszczeniu system ten wygląda następująco:
Z uwagi, że zielone certyfikaty są sprzedawane na giełdzie system wydaje się być pseudo rynkowym dając błędne wrażenie, że za finansowanie OZE odpowiedzialni są kupujący certyfikaty, czyli koncerny energetyczne. W praktyce wszelkie te koszty zarówno związane z obrotem certyfikatami na giełdzie, jaki i ich zakupem pokrywa pośrednio konsument. Skoro te koszty są przenoszone pośrednio w praktyce są wyższe niż gdyby były dodawane bezpośrednio. Biurokracja związana z tym systemem jest zupełnie zbędna i nie będę spekulował, dlaczego została wprowadzona.
2- Koszty
System zielonych certyfikatów jest absurdalnie drogi. Co prawda nowa ustawa zapowiada wprowadzenie współczynników korekcyjnych, które spowodują zróżnicowanie wysokości wsparcia w zależności od technologii, lecz to jedynie połowiczne rozwiązanie problemu. Koszty instalacji OZE w Polsce często przewyższają te w Niemczech a na ten stan rzeczy po części wpływa system wsparcia, który jest bardzo ryzykowny od strony finansowej. Wysokość wsparcia w dłuższym okresie może znacząco się zmieniać w zależności od ilości inwestycji i ilości zielonej energii na rynku. W takim przypadku banki finansujące inwestycje premię za potencjalne ryzyko odbijają sobie w wyższym oprocentowaniu kredytów.
3 - Stabilność
Główną wadą systemu zielonych certyfikatów jest brak finansowej stabilności tego systemu. Choć wielu inwestorów nie dopuszcza takiej myśli cena zielonych certyfikatów może ulec znaczącej obniżce wynikającej z ich nadpodaży na rynku. O takiej sytuacji pisał niedawno pan Grzegorz Wiśniewski. Potencjalny znaczący spadek wartości zielonych certyfikatów może pociągnąć za sobą daleko idące konsekwencje w postaci bankructwa niektórych firm produkujących energię z OZE co w konsekwencji doprowadziłoby do strat w bankach które kredytowały te inwestycje. W konsekwencji trudny rynek OZE stałby się jeszcze bardziej trudny do finansowania. Choć banki zapewne zawsze liczyły się z ryzykiem tak naprawdę finansując OZE kilka lat temu sytuacja nadpodaży certyfikatów była nie do pomyślenia i raczej rozważana teoretycznie. Możliwe bankructwa na wiele lat odwróciłyby zainteresowanie banków do finansowania branży OZE i w konsekwencji znacząco spowolniły rozwój tej branży w najbliższych latach.
Dlaczego ten system jest z natury zły?
1- Biurokracja
W uproszczeniu system ten wygląda następująco:
Mechanizm zielonych certyfikatów |
Z uwagi, że zielone certyfikaty są sprzedawane na giełdzie system wydaje się być pseudo rynkowym dając błędne wrażenie, że za finansowanie OZE odpowiedzialni są kupujący certyfikaty, czyli koncerny energetyczne. W praktyce wszelkie te koszty zarówno związane z obrotem certyfikatami na giełdzie, jaki i ich zakupem pokrywa pośrednio konsument. Skoro te koszty są przenoszone pośrednio w praktyce są wyższe niż gdyby były dodawane bezpośrednio. Biurokracja związana z tym systemem jest zupełnie zbędna i nie będę spekulował, dlaczego została wprowadzona.
2- Koszty
System zielonych certyfikatów jest absurdalnie drogi. Co prawda nowa ustawa zapowiada wprowadzenie współczynników korekcyjnych, które spowodują zróżnicowanie wysokości wsparcia w zależności od technologii, lecz to jedynie połowiczne rozwiązanie problemu. Koszty instalacji OZE w Polsce często przewyższają te w Niemczech a na ten stan rzeczy po części wpływa system wsparcia, który jest bardzo ryzykowny od strony finansowej. Wysokość wsparcia w dłuższym okresie może znacząco się zmieniać w zależności od ilości inwestycji i ilości zielonej energii na rynku. W takim przypadku banki finansujące inwestycje premię za potencjalne ryzyko odbijają sobie w wyższym oprocentowaniu kredytów.
3 - Stabilność
Główną wadą systemu zielonych certyfikatów jest brak finansowej stabilności tego systemu. Choć wielu inwestorów nie dopuszcza takiej myśli cena zielonych certyfikatów może ulec znaczącej obniżce wynikającej z ich nadpodaży na rynku. O takiej sytuacji pisał niedawno pan Grzegorz Wiśniewski. Potencjalny znaczący spadek wartości zielonych certyfikatów może pociągnąć za sobą daleko idące konsekwencje w postaci bankructwa niektórych firm produkujących energię z OZE co w konsekwencji doprowadziłoby do strat w bankach które kredytowały te inwestycje. W konsekwencji trudny rynek OZE stałby się jeszcze bardziej trudny do finansowania. Choć banki zapewne zawsze liczyły się z ryzykiem tak naprawdę finansując OZE kilka lat temu sytuacja nadpodaży certyfikatów była nie do pomyślenia i raczej rozważana teoretycznie. Możliwe bankructwa na wiele lat odwróciłyby zainteresowanie banków do finansowania branży OZE i w konsekwencji znacząco spowolniły rozwój tej branży w najbliższych latach.
To jaki system wsparcia twoim zdaniem był by dobry i ile by kosztował konsumenta ?
OdpowiedzUsuńPiotr