Jak donosi TVN24 ok 28,5 tysiąca odbiorców z województwa śląskiego przez ponad tydzień nie będzie mało prądu. Szukający sensacji dziennikarze użalają się nad rodzinami siedzącymi przy świeczkach bez ogrzewania. Sytuacja ta pokazuje z jednej strony jak bardzo jesteśmy uzależnieni od energii elektrycznej a z drugiej jak lekkomyślnie podchodzimy do problemu bezpieczeństwa dostaw. Rok temu była wielka awaria w szczecinie. Praktycznie każdego roku jakaś miejscowość zostaje odcięta, wiec szansa, że kiedyś taka awaria dotknie nas jest bardzo duża.
Skoro prawdopodobieństwo problemu jest duże a konsekwencje poważne logiczne wydaje się podjęcie kroków zapobiegawczych. Zaprojektowanie lini przesyłowych na wypadek każdego rodzaju klęski żywiołowej jest nie możliwe. Częściowo problem może rozwiązać bardziej zdecentralizowany system wytwarzania energii. Szansa dużej awarii w takim systemie jest znacznie mniejsza. Można też samemu wytwarzać energię. Jeżeli powszechne byłoby budownictwo autonomiczne problem awarii sieci przesyłowych przestałby istnieć. Trudno się łudzić że nagle w Polsce powstaną domy odcięte od sieci jednak zabezpieczyć można się na inne sposoby.
Posiadając w domu instalacje OZE zazwyczaj wyposażona jest ona w jakiś system gromadzenia energii. Ograniczając zużycie elektryczności do minimum jesteśmy w stanie z taką instalacją przetrwać długie tygodnie zapewniając energię dla niezbędnych urządzeń jak np kocioł, lodówka czy laptop:). Nawet nie posiadając akumulatorów z pewnością taka instalacja będzie wyposażona w inwerter DC/AC w takim układzie w przypadku braku zasilania z OZE możemy w instalację podłączyć własny samochód. Zazwyczaj 1kW alternator będzie w stanie zasilać podstawowe urządzenia. Można też dom zaopatrzyć w generator prądotwórczy choć trzeba być ostrożnym gdyż jakość prądu zwłaszcza w przypadku tanich generatorów jest bardzo słaba.
Może znajdzie się dziennikarz który zamiast szukać winnych uświadomi społeczeństwo że takie awarię były są i będą a obecnie problemy ludzi wynikają z ich lekkomyślności.
Skoro prawdopodobieństwo problemu jest duże a konsekwencje poważne logiczne wydaje się podjęcie kroków zapobiegawczych. Zaprojektowanie lini przesyłowych na wypadek każdego rodzaju klęski żywiołowej jest nie możliwe. Częściowo problem może rozwiązać bardziej zdecentralizowany system wytwarzania energii. Szansa dużej awarii w takim systemie jest znacznie mniejsza. Można też samemu wytwarzać energię. Jeżeli powszechne byłoby budownictwo autonomiczne problem awarii sieci przesyłowych przestałby istnieć. Trudno się łudzić że nagle w Polsce powstaną domy odcięte od sieci jednak zabezpieczyć można się na inne sposoby.
Posiadając w domu instalacje OZE zazwyczaj wyposażona jest ona w jakiś system gromadzenia energii. Ograniczając zużycie elektryczności do minimum jesteśmy w stanie z taką instalacją przetrwać długie tygodnie zapewniając energię dla niezbędnych urządzeń jak np kocioł, lodówka czy laptop:). Nawet nie posiadając akumulatorów z pewnością taka instalacja będzie wyposażona w inwerter DC/AC w takim układzie w przypadku braku zasilania z OZE możemy w instalację podłączyć własny samochód. Zazwyczaj 1kW alternator będzie w stanie zasilać podstawowe urządzenia. Można też dom zaopatrzyć w generator prądotwórczy choć trzeba być ostrożnym gdyż jakość prądu zwłaszcza w przypadku tanich generatorów jest bardzo słaba.
Może znajdzie się dziennikarz który zamiast szukać winnych uświadomi społeczeństwo że takie awarię były są i będą a obecnie problemy ludzi wynikają z ich lekkomyślności.
Temat bardzo ciekawy, zwłaszcza, że dotyczy tak naprawdę wszystkich, nie tylko fanów OZE.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ludzie zrobili się jacyś wymagający, lub może lepiej pasuje określenie 'słabi'. Przyzwyczaili się, że wszystko zawsze ma być i ma działać. Wystarczy, że spadnie śnieg w zimie (co za niespodzianka) albo zdarzy się awaria jakiejś instalacji (statystycznie musi się co jakiś czas zdarzyć) i już biadolimy, że to koniec świata. Media też mają tendencję do tworzenia wirtualnych kryzysów.
Rozsądny człowiek jest w stanie wcześniej pomyśleć i przygotować się na różne ewentualności.
Przygotowanie scenariusza działań minimalizuje niedogodności i przede wszystkim powoduje, że w razie awarii jesteśmy spokojniejsi i działamy racjonalniej.
Na bardziej rozsądne podejście do takich życiowych niedogodności pomaga wspomnienie życia w stanie wojennym. Ci, którzy nie pamiętają, mogą poczytać ciekawy współczesny poradnik survivalowy człowieka, którzy żyje w Argentynie (kryzys gospodarczy):
http://ferfal.blogspot.com/2008/10/thoughts-on-urban-survival-2005.html
W mieście awarie trwają raczej krótko, od kilku do kilkudziesięciu godzin.
Poza miastem może to być nawet kilka dni.
Niestety ludzie coraz bardziej lubią być traktowani jak dzieci. Nie wróży to nam dobrze. Zakładamy że coraz więcej nam się po prostu należy
OdpowiedzUsuńI racja coraz więcej nam się po prostu należy i na dodatek a free http://www.byzipp.com/hydrino/- życie z darmowa energia to raj .
OdpowiedzUsuńZapraszam do linka.
Ja znalazłem się wsród takich nieszcześliwców. 6 dni bez prądu. W sumie nie dziwota, że doszło do masowych zerwań przewodów trakcyjnych - znalazły się one w otoczce lodu po 2cm z każdej strony!
OdpowiedzUsuń@strusp
OdpowiedzUsuńI jakie masz refleksje na przyszłość z awarii ??
Bez prądu idzie przeżyć przez jakiś czas.
OdpowiedzUsuńWnioski praktyczne:
zastanowić się nad przeróbką instalacji CO by grawitacyjnie grzała równie dobrze.
W ogóle trzeba mieć źródła ogrzewania niezależne od dostaw prądu. Kominek albo piec na węgiel bez dmuchawy, za to z miarkownikiem ciagu.
Generator prądu to koszty, moim zdaniem bez musu nie warto się w to pakować bez ważnej przyczyny. Ale warto sprawę posiadania czegostakiego przemyśleć wczesniej.
Wiatraki w okolicy stoją i czekają na odwilż...
"Wiatraki w okolicy stoją i czekają na odwilż..."
OdpowiedzUsuńTo ciekawe. Jak często zima unieruchamia wiatraki?
Interesuje mnie to o tyle, że często jako zaletę wiatraków podaje się, że generują prąd wtedy, gdy jest zwiększone zapotrzebowanie na energię (noc, wiatr, zima). Jeśli wiatraki są często unieruchamiane zimą, to ten argument traci na mocy.
Zresztą teraz sobie przypominam, jak często można obserwować wyłączone (zatrzymane) wiatraki. Czy są jakieś dane na temat procentowego czasu przestojów wiatraków?
Czy lód odpadający od skrzydeł pracujących wiatraków może polecieć daleko? To mogłoby oznaczać, że sąsiedztwo może być zagrożone.
Ciekawe pytanie czy mrozy przeszkadzają turbinom wiatrowym?
OdpowiedzUsuńnie znam na to odpowiedzi ale ostatnio czytałem o farmie wiatrowej na Antarktydzie. Raczej nie budują tam farmy dla ozdoby