Zbliża się w końcu czas wdrożenie polskiej ustawy poprawiającej efektywność energetyczną kraju, której założenia powstały jeszcze w 2007r.
Choć główne założenia ustawy mówiące o:
-zmniejszeniu zużycia energii,
-podwyższeniu sprawności wytwarzania energii,
-ograniczeniu strat energii w przesyle i dystrybucji.
Są jak najbardziej słuszne jednak, do sposobu ich osiągnięcia można mieć zastrzeżenia.
Najbardziej kontrowersyjny jest system Białych Certyfikatów, które w proponowanej formie są niczym innym jak pasożytnictwem nieefektywnych na efektywnych na koszt odbiorcy końcowego.
Ministerstwo Gospodarki proponuje, aby URE (urząd regulacji energetyki) ogłaszało konkursy na projekty pozwalające oszczędzać energię, w którym braliby udział producenci, dystrybutorzy oraz odbiory końcowi. Projekty uznane za najlepsze otrzymałyby, wspomniane białe certyfikaty, czyli świadectwa potwierdzające oszczędności energetyczne. Następnie certyfikaty kupowaliby ci, którzy nie wygrali konkursów gdyż w innym razie płaciliby opłatę zastępczą.
To rozwiązanie budzi moje największe zastrzeżenia gdyż nie widzę powodu, dlaczego jedni mają finansować projekty innych – jest to wybitnie nie rynkowy system. Poza tym znów urzędnik będzie decydował o wszystkim – kryteria, zwycięscy. Gołym okiem widać, że system jest wybitnie korupcjogenny i niewydajny gdyż do jego obsługi niezbędna będzie kolejna rzesza urzędników.
Nikt niema też wątpliwości, że za „oszczędności” w ostatecznym rozrachunku zapłaci konsument. Profesor Krzysztof Żmijewski, szacuje, że dla samej tylko energii elektrycznej, nowy system będzie kosztował odbiorców w latach 2011–2020, 10,8–16,2 mld zł. Sporo zważając, że mi oszczędności energii kojarzą się zazwyczaj z mniejszymi rachunkami.
Żałuję, że rząd przy okazji nie zdecydował się na uwolnienie całkowite lub częściowe cen energii dla odbiorców indywidualnych jednocześnie stymulując rynek aby stał się bardziej konkurencyjny. O ciekawym rozwiązaniu wspominał kiedyś Donald Tusk. Pomysł polegał na częściowym uwolnieniu taryf w którym np. pierwsze 1200 kWh/rocznie podlegałoby regulacji reszta zużywanej przez gospodarstwo domowe energii miałaby już cenę rynkową. System chroniłby najbiedniejszych wymusiłby jednocześnie oszczędność. Widać wygrała opcja by obciążyć konsumentów pośrednio zawsze istnieje szansa, że wyborcy zrzucą winę za drożejący prąd na koncerny energetyczne:)
Aby nie było tak pesymistycznie proponowana ustawa ma kilka bardzo dobrych założeń zebranych w punkcie Obowiązki dostawców energii które mówią o:
- dostarczeniu ankiet lub programów komputerowych, pomocnych w określeniu potencjalnych, możliwych do podjęcia, środków służących poprawie efektywności energetycznej. - jeżeli wiemy co zużywa ile energii możemy zaoszczędzić sporo energii poprzez racjonalne jej wykorzystanie
- zapewnieniu odbiorcom końcowym, którym dostarczają energię, dostępności, konkurencyjnych cenowo, indywidualnych liczników energii, które dokładnie oddają rzeczywiste jej zużycie i informują o rzeczywistym czasie korzystania z energii, - jeżeli ustawodawca ma na myśli inteligentne liczniki to byłoby to bardzo dobre posunięcie
- redagowaniu rachunków (faktur) za energię, wystawianych odbiorcom końcowym, którym dostarczają energię, w sposób jasny, zrozumiały i opierający się na rzeczywistym jej zużyciu; wraz z tymi rachunkami (fakturami) powinny być dostarczane następujące dodatkowe informacje:
a) rzeczywiste aktualne ceny energii i rzeczywiste jej zużycie, pozwalające na całościowe zapoznanie się z bieżącymi kosztami energii,
b)porównanie obecnego zużycia energii ze zużyciem za ten sam okres w roku poprzednim,
- jeżeli w tym puckie ustawodawca ma na myśli jednoczesne uproszczenie taryf jest to naprawdę dobre posunięcie
Jesteśmy mistrzami w komplikowaniu rzeczy prostych.
OdpowiedzUsuńTusk dobrze proponował. Trzeba ustawić średnie zurzycie po cenie minimalnej a ponad to ustawić po cenie rynkowej i ,jak to się mówi, szlus.
OdpowiedzUsuńTo jest osobny ale bardzo istotny temat. Nie można z jednej strony mówić że podniesienie ceny energii elektrycznej zmniejszy jej zużycie a z drugiej strony utrzymywać cenę poniżej wartości rynkowej.
OdpowiedzUsuńPodam tylko linki do paru innych forów, gdzie podobne dyskusje się toczą
OdpowiedzUsuńSensowna wydała mi się opinia prof. Skoczkowskiego z KAPE (uważanej za promotora projektu ustawy) http://www.wnp.pl/wiadomosci/ustawa-o-efektywnosci-energetycznej-wyprzedza-stan-swiadomosci-spoleczenstwa,81404_1_0_0_0.html , który z mniejszym niż oczekiwałem entuzjazmem popiera projekt.
Polityczna ocena projektu ustawy o efektywności energetycznej na publicystycznym Salonie24
http://rolnikzdoliny.salon24.pl/110324,za-glupote-wyborcow-po-zaplacisz-ty-certyfikaty-energetyczne . Podobnie o sensowności ustawy wypowiada się prawicowy Instytut Sobieskiego np. przy po okazji swojej oceny projektu obecnej polityki energetycznej.
W sprawach stymulacji energooszczędności najbardziej podoba mi się to co w którymś z wywiadów mówił gracz giełdowy i multimilioner Soros, który w promowaniu innowacyji i czystej energii oraz energooszczędności opowiada się ze prostymi instrumentami podatkowymi , w tym głownie podatkiem od CO2 (jest m.in. sceptykiem jeśli chodzi o handel emisjami CO2) lub zużycia paliw kopalnych , które tak proponuje „ustawić” aby w perspektywie długookresowej cena ropy naftowej (związana z innymi paliwami) nie spadła poniżej 70 USD za baryłkę. To podniosłoby atrakcyjność inwestycji w energooszczędność i w OZE.
PS. Nie miałem czasu przejrzeć na bieżąco poprzednich wpisów, ale gratuluję tego o biopaliwach i próby porównania z wydajności z ha dla biopaliw i bagatelizowanej u nas fotowoltaiki. Tam też chodzi o efektywność energetyczną. Praktyczna (powierzchniowa) sprawności fotosyntezy to ok. 1% (dla roślin tzw. C4 w odpowiednim klimacie i środowisku glebowym i dostępie do wody (czynniki ograniczające) to max 3-4%) a PV (w praktyce, ze stratami w systemach) to obecnie 15% (max 20%). Kiedyś szydło (prawda techniczna i ekonomiczna) wyjdzie z worka :), na razie w tych dziedzinach rządzą politycy i ich wyborcy…
Widać w sprawie ustawy o efektywności energetycznej najwięcej kontrowersji budzą jedynie białe certyfikaty. Dodam tu że nawet prof. Skoczkowskiego zwolennik tego rozwiązania twierdzi że "implementacja na poziomie wydawania certyfikatów jest przedsięwzięciem bardzo skomplikowanym.
OdpowiedzUsuńPytania jakie mi się nasuwa ja to czy rozwiązania skomplikowane są rozwiązaniami dobrymi? Czy urzędnicy i beneficjenci będą umieli z nich dobrze korzystać? W w końcu czy nie można znaleźć rozwiązania prostszego.
Generalnie natura ludzka jest taka że jesteśmy nieufni przez co przeciwni rozwiązaniom których nie znamy a urzędnicy kochają komplikować najprostsze sprawy.