Szukaj na tym blogu

sobota, 28 marca 2009

gra pozorów



Może to wielu zdziwić dlaczego popieram energooszczędność a przeciwny jestem akcjom typu EARTH HOUR?

Czy naprawdę ktoś wierzy że wyłączenie światła na godzinę rozwiąże problemy energetycznie i klimatycznie świata? oczywiście NIE! Co gorsza wśród wielu osób pojawia się mylne przekonanie że bycie przyjaznym dla środowiska to coroczne sprzątanie świata, dzień bez samochodu i godzinne wyłącznie światła.

Każdy radykalizm jest zły z natury. Organizatorzy akcji zapewne nie zdają sobie sprawy że nie zaoszczędzą ani grama CO2 a w przypadku powodzenia akcji spowodują Blackout. Żadna elektrownia może poza małą wodną nie może na godzinę wstrzymać produkcji i w przeciągu sekund ponownie ją rozpocząć.

Mamy do czynienia z pustą i populistyczną grą pozorów - a tego nigdy nie lubię.

Podobnie jak ważniejsze od sprzątania świata jest codzienna segregacja śmieci. Tak w przypadku energooszczędności wymagajmy od siebie działań drobnych lecz częstych przekładających się na rzeczywiste korzyści dla naszej Planety. Nie dajmy się zwieść grze pozorów.

Aby zakończyć ten temat i wykazać ze nocne wyłączanie światła nie jest żadną energooszczędnością proponuję przeanalizować popyt na energię elektryczną w Australii(jeden z krajów najbardziej zaangażowanych w godzinę dla ziemi) Mimo że światła zgasły popyt się nie zmienił. Co obrazuje poniższa grafika


Czerwonym środkowym kółkiem zaznaczony jest okres kiedy wszyscy ponoć wyłączyli światła w Australii dla porównania są zaznaczone te same okresy dzień przed i dzień po - nic poza naturalnym wieczornym spadkiem zapotrzebowania na energię nie nastąpiło

7 komentarzy:

  1. Święta prawda.

    RaveN

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież w tej akcji od nigdy nie chodziło o "ekologię". Czy naprawdę ktoś ma co do tego złudzenia? Myślę że coraz częściej będziemy się zderzać z globalnymi testami poziomu ignorancji "mas", zasięgu i skuteczności oddziaływania medialnego w celu doskonalenia metod a przy okazji testowania skali bezsilności świadomych jednostek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odzywam się, jak zwykle, tylko wtedy kiedy zdanie mam nieco odmienne :).
    Gdyby zrobić jednorazowy bilans tego typu akcji od strony czysto technicznej to rzeczywiście nie mają one sensu. Jakieś minimum przyzwoitości technicznej jest spełnione kiedy wyłączenia mają miejsce w godzinach szczytu (tu wieczornych) pobory mocy, a nie w dolinach. W godzinach szczytu bowiem operator systemu zarządza bowiem włączanie do ruchu (gorącej rezerwy) najbardziej nieekologicznych (ma to tez znaczenie ekonomiczne, przynajmniej od kiedy CO2 i emisje SO2 i NOx kosztują) i najdroższych. Ale chyba to ma najmniejsze znaczenie w tym przypadku. Żyjemy jednak w świecie mediów i dużo większe jest pośrednie i długookresowe znaczenie polityczne i społeczne.

    Temat zbyt szeroki, dlatego odwołam się do przykładu. Dość przypadkiem i całkiem (!) niezależnie od siebie, i w sposób bardziej ogólny prowadzili w weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej znany publicysta i propagator racjonalności w działaniu w warunkach gospodarki rynkowej – Witold Gadomski, z innym liberałem - premierem Janem Krzysztofem Bieleckim, co tu istotne politykiem lub byłym politykiem. Gadomski w artykule „Państwo głupku!” namawia do prawdziwych, opartych na realizacji konkretnych reform działaniach i obnaża skutki pasywnej postawy urzędniczej i politykę „słupków poparcia”, czy przemilczania mało seksownych politycznie spraw. W podobnym duchu w wywiadzie „Prawdziwy kryzys to był w 1991 roku” wypowiada się Bielecki. Ale pytany na końcu o błędy jakie popełnił jako premier w 1991 r. , odpowiada: „nie rozumiałem do końca istoty polityki i znaczenia ciągłości władzy, (..) obniżyłem przed wyborami emerytury i renty o 20%, nie wypłaciłem budżetówce podwyżek (…) i slaby wynik wyborczy pozbawił mnie możliwości wpływania na losy kraju”. Dodam ze potem przyszedł czas lewicy i prawic i to czasami skrajnych. Czyli coś co jest racjonalnie technicznie może nie być racjonalnie politycznie i odwrotnie.

    W przypadku akcji Godzina dla Ziemi, nie chodzi też tylko o techniczny wymiar, mam nadzieje że nie negatywny, ale o coś więcej. O zwrócenie szerszym masom ludzi uwagi na problem dóbr wspólnych i rzadkich i budowanie w mozole poparcia politycznego i społecznego dla tego typu idei. Jeżeli np. w akcje włączyła się kancelaria premiera , daleka na co dzień od popierania ekologicznych fanaberii i szukająca na co dzień sukcesów gdzie indziej , to efekt może być taki, że jeżeli do akcji włączyłoby się np. 5 mln ludzi, wtedy premier,jego otocznie i zaplecze polityczne wpatrzone w słupki spowodowaliby że np. ustawa o efektywności energetycznej weszłaby na szybką ścieżkę legislacyjna. Patrząc po efektach (skali zaangażowania się rodaków) mogę spokojnie stwierdzić że nic takiego nam nie grozi. Znacznie większe efekty przyniesie inna równoległa akcja, wołanie górników o konkretne i zdecydowanie niepozorowane podwyżki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe stwierdzenie o "zasięgu i skuteczności oddziaływania medialnego w celu doskonalenia metod a przy okazji testowania skali bezsilności świadomych jednostek." To olbrzymi problem obecnego medialnego świata. Ludzie przestają myśleć powtarzając jak mantra to co zobaczą w telewizji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zgodzę się z Panem Grzegorzem, iż takie akcje sprawią, iż pod naciskiem np. 5 milionów ludzi w kancelarii premiera będą myśleć o przypodobaniu się wyborcom tworząc ustawę proekologiczną.W dzisiejszych czasach, najpierw trzeba przypodobać sponsorom kampanii wyborczych, a tym raczej w tej chwili nie zależy na zmianach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Grzegorzu
    Pan podobnie jak wielu czytelników tego bloga ma świadomość że wyłącznie światła na godzinę z technicznego punktu widzenia nie da żadnych oszczędności. Pozostaje wymiar propagandowy akcji mający na celu uświadomienie ludziom konieczność oszczędzania energii - pytanie czy takiego uświadomienia potrzebujemy?

    Według mnie na tym polu akcja również nie jest trafiona - o tym że należy oszczędzać energie większość osób wie, większość się z tym zgadza - problem jest w tym że z ogólnego poparcia dla idei energooszczędności nie nic nie wynika - Nie wynika dlatego że nie wiemy jak oszczędzać energię.

    niemożna walczyć z czymś czego się nie zna - proszę zrobić prosty eksperyment i zapytać znajomych czy wiedzą które urządzenia pobierają najwięcej energii, jaka jest różnica miedzy kW a kWh, ile energii zużywają miesięcznie, ile energii zużywa ich telewizor a ile lodówka. - Zgodzi się Pan chyba że trudno oszczędzać energię nie wiedząc które urządzenia najwięcej jej pobierają

    Godzina dla ziemi to klasyczny Don Kichot w wydaniu ekologów próbują na oślep walczyć z czymś czego nawet nie starają się poznać.

    Pod akcją która w jakiś sposób uświadamiałaby ludziom jak ograniczyć zużycie energii w popołudniowym szczycie podpisałbym się obiema rękami lecz akcji której głównym celem jest medialne show w którym pokazuje się jak to fajnie wygląda gdy w środku mocy gasną światła w całym mieście - mówię zdecydowane nie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Potrzebne jest jedno i drugie. Tak jak bez Ala Gore (lobbysty ekologicznego, nie prezydenta) nie byłoby Stevena Chu (ministra, nie noblisty) tak jak bez polityka liczącego na szersze poparcie w przyszłości inżynier nie byłby w stanie pozyskać zleceń na to co nowe i innowacyjne.
    Poza wiedzą brakuje nam czegoś takiego jak „kapitał społeczny”, a ten się bierze z zaufania i poczucia wspólnoty.

    To, nie tylko być może mniejsza wiedza, odróżnia nas od innych krajów, w które akurat w innowacjach i eko-energetyce daleko nas wyprzedzają. Dlatego nie wdając się w dyskusje czy to dobrze czy źle, Kanclerz Niemiec, fizyk jądrowy i osoba myśląca konserwatywnie, bazując głównie na kapitale społecznym (przemysł niemiecki i tamtejszy biznes był przeciw) parła na pakiet lityczny UE. Nam ciężko przychodzi myśleć w kategoriach nie tylko świata, UE, Polski a nawet gminy.

    Myśląc wąsko tylko o sobie, o własnej konkurencyjności, o tym aby narodowa drużyna wygrała mecz piłkarski, swoje drobne sprawy i potrzeby zapewne rozwiążemy, ale jako naród nie odnajdziemy się w coraz bardziej zglobalizowanej rzeczywistości . Zabraknie miejsca na szerszą refleksję. I tu jeszcze drobny przykład z poczucia wspólnoty poprzez gaszenie światło. W czasie tzw. minionym, studenci Politechniki Warszawskiej, wtedy gdy głośno pewnych spraw się nie mówiło, w sposób „specjalny”, (czasami w godzinach niedoboru energii - tzw. 20 stopnia zasilania), gasili światła w pokojach akademików uzyskując różne efekty „czytelnicze”. Pomijam fakt, że wieczorem z elewacji akademika można było zazwyczaj przeczytać niezbyt górnolotne :) treści, ale nawet dzięki temu poczucie wspólnoty i zaufania rosło.

    Tego typu akcje, a nie na temat np. nowych baterii litowych, pojawiają się w mediach, są [przyswajalne i trafiają do szkół, powodują rywalizację miejskich podwórek (podwórka te mogą rywalizować i normalnie rywalizują inaczej) itd. Dlatego, dopóki nie wymyślimy nic lepszego na rzecz budowania poczucia więzi w sprawach o których tu piszemy, ze względu na małą szkodliwość społeczną ew. wahnięć w KDM (niech się na takich szkolnych przykładach ćwiczą:) i pomyślą jaka może być siła w DSM), jestem za tym i prosze, aby organizatorom akcji wymierzyć jak najmniejszy wymiar kary :).

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawsze są mile wdziane pod warunkiem że są w jakiś sposób związane z tematem i nie są reklamą urządzenia lub usługi.

Jeżeli chcesz zamieścić link "klikalny" użyj kodu HTML

<a href="długi_link"> jakaś_nazwa</a>
(z zachowaniem cudzysłowu)


Jeżeli nie posiadasz konta na Blogerze i zamieszczasz anonimowy komentarz podpisz się